Pyra Bar

Dziś ponownie będzie o ziemniakach. Zdecydowaliśmy się odwiedzić mieszczącą się na gdańskiej starówce restauracyjkę Pyra Bar, którą znajdziecie pod adresem Garbary 6/7, a na stronkę internetową możecie rzucić okiem.

Jak sama nazwa wskazuje, pierwsza taka restauracja powstała w Poznaniu, po pewnym czasie otworzono „filię” gdańską; co również z nazwy wynika, knajpka ta specjalizuje się w serwowaniu dań, w których wszystko kręci się wokół ziemniaków. Skosztować tam możemy ziemniaczanych zapiekanek, placków czy ziemniaków w wersji pieczonej; część dań oznaczona jest jako dania wegetariańskie.

Wystrój wnętrza wzbudza pewne skojarzenia z czasami PRL-u, pod ladą barową zauważymy spory neon z nazwą restauracji, na ścianach zaś plakaty stylizowane na lata 50. z zabawnymi napisami: „Pyranoja”, „Spisek opyratorki”, „Dziewczyny z Pyrlandii”, „Pamiętniki pyromana”, czy „Odlot o pyranku” (równie ciekawie prezentują się nazwy potraw w karcie dań). Z komuną kojarzy się nawet używana w restauracji czcionka. Tylko kwiaty na stolikach nie te (tulipany) i muzyka jakaś niekomunistyczna (Rod Stewart, a potem Brodka). Chociaż może nadmiar klimatu PRL za bardzo by przypominał bar mleczny z Misia z kraciastą ceratą i łyżką na łańcuchu.

By złożyć zamówienie, trzeba ruszyć zadek do lady, jednak potem już kelnerka przynosi nam zamówione dania. Po skonsumowaniu obiadu mile widziane jest odstawienie naczyń do okienka zwrotnego.

Obiad rozpoczęliśmy od napitków, w moim przypadku był to, a jakże, kompot – kompot wieloowocowy z wyraźnie wybijającymi się na pierwszy plan nutami imbiru; mnie osobiście średnio to odpowiadało, bo nie przepadam za tą przyprawą, ale jej zwolennicy na pewno będą usy-tasy. Serwowany jest w dość skromnych szklankach o objętości 200 ml.

Dominik zamówił świeżo wyciskany sok pomaranczowo-gruszkowy – co tu dużo pisać, pychaaa! Trzeba będzie kiedyś zainwestować w sprzęt do wyciskania soków i zacząć robić takie samemu.

Daniem głównym zostały zapiekanki ziemniaczane. Podawane są w brązowych ceramicznych miseczkach, w małej lub dużej wersji wynoszącej po odpowiednio 300 lub 500g, przy czym wersja duża… Cóż, jest naprawdę spora, w przypadku pań nawet na wilczym głodzie może okazać się zbyt duża. Wszystkie zapiekanki zawierają sporą dawkę talarków ziemniaczanych, a całość dania jest szczelnie przykryta warstwą mozzarelli. Miseczki bardzo długo trzymają ciepło, więc trzeba uważać, by nie poparzyć języka.

Wybrałam „PyraMiDę Smaku”, w której oprócz ziemniaków i sera krył się kurczak oraz marchewka z groszkiem, całość zalana była beszamelem, który daniu nadał bardzo łagodny i harmonijny wydźwięk. Warzyw było na tyle dużo, że dodatkowa surówka okazała się już zbędna, niestety kurczaka było zaledwie kilka kawałków – fakt, że ziemniaki miały tu grać pierwsze skrzypce, ale ta ilość mięsa jak na lekarstwo trochę według mnie zaburzała proporcje dania.

Dominik: Ja zamówiłem danie o przezabawnej nazwie „Kurczak Cukinsyn”, głównie ze względu na to, że rzadko w naszym jadłospisie gości cukinia, a miewam na nią czasem straszliwą ochotę. W miseczce, pod przypieczoną warstwą mozzarelli, znalazł się miks ziemniaczanych talarków, kawałków kurczaka, wspomnianej cukinii i papryki, wszystko zaś połączone było sosem pomidorowo-śmietanowym. Według menu, sos miał być pikantny, ale to była ściema, bo nawet Marta stwierdziła, że jest łagodny. Tym niemniej, było to całkiem smaczne.

Jako warzywny dodatek, pozwoliłem sobie na sałatkę grecką. Warzywa i feta były pokrojone w dorodne kawałki, a całość obficie przyprószono bazylią. Soli i pieprzu nie użyto w ogóle, zapewne wychodząc z założenia, że każdy może użyć przypraw stojących na stoliku. Oliwy z oliwek jak najbardziej użyto, natomiast nie znalazłem śladu sosu vinaigrette, co osobiście uważam za niebywały plus. Niestety, nie było też cytrynki.

Na sam koniec nadmienimy jeszcze dla ciekawskich, że restauracja codziennie przygotowuje inne: zupę, surówkę oraz deser. Tego dnia, którego my się w niej stołowaliśmy, była to zupa brokułowa i surówka wiosenna, na deser zaś serwowano ciasto czekoladowe.

Podsumowując, polecamy Pyra Bar wszystkim miłośnikom ciekawych wariacji na temat ziemniaka. Podawane dania różnią się od tych z Baru Pod Rybą, a klimat PRL z przymrużeniem oka sprawia, że oczekiwanie na jedzenie w godzinach największego ruchu nie jest nudne.