Czasami przychodzi taki moment, że człowiekowi się zwyczajnie chce zjeść hamburgera. Ot, kawał mięcha między połówkami bułki, z warzywkami, ulubionym sosem i szklanką coli. W samej restauracji okazuje się, że większość hamburgerów (lub, jak to się często nazywa, „kanapek”) jest mała, uboga w składniki, a mięso w nich jest albo suche, albo przypomina karton usmażony na głębokim tłuszczu. Aby się najeść, trzeba wydać naprawdę niemałe pieniądze, a efekt jest taki, że jedzenie ciężko siada na żołądku i na parę miesięcy odechciewa nam się wszelkich fast foodów. No, może nie wszystkim się to zdarza, ale mnie na pewno.
Co zatem zrobić, żeby sobie pofolgować, a jednocześnie nie mieć po wszystkim ani wyrzutów sumienia, ani kartonu w żołądku? Ano trzeba zrobić własnego hamburgera, ze świeżych składników i z dokładnie tym, na co akurat mamy ochotę! Jedynym składnikiem nie do końca „własnym” będą oczywiście bułki, które to trzeba zwyczajnie kupić w sklepie; niestety, nie opanowałem jeszcze sztuki wypieku własnych bułek do hamburgerów (jeśli ktoś umie i chce się podzielić wiedzą, to będę wdzięczny za komentarz).
Zanim przejdę do przepisu, wyjątkowo prostego zresztą, chciałbym powiedzieć dwa słowa na temat wyboru mięsa i tego, jak powinno się je smażyć. Przede wszystkim wybierzmy mięso tłustsze niż na tatara. Niektórzy czują odrazę do wszelkich błonek, żyłek i generalnie wszystkiego, co w mięsie jest białe, ale w tym przypadku warto zostawić mięsu nieco tłuszczyku – będzie miało wyrazistszy smak i nie będzie suche. Sprzedawane w każdym supermarkecie gotowe mięso mielone na tacce nadaje się idealnie, nie jest bowiem najchudszym mięsem świata. Do niektórych dań (jak wspomniany tatar) może się nie nadać, ale do hamburgera jest jak znalazł.
Druga sprawa to rodzaj mięsa. Wybierzmy wołowinę, o ile tylko budżet na to pozwoli. Wiele osób wybiera wieprzowinę, wychodząc z założenia, że wołowina jest twarda. Nic bardziej mylnego! Kotlety z wołowiny można przyrządzić tak, że będą tak miękkie, że wręcz będą się same rozpadać w ustach, a najtwardsza w całym hamburgerze okaże się bułka! Sekretem smażenia mięsa na hamburgera jest dobrze uformowany kotlet. Nie od dziś wiadomo, że kotlet na patelni zawsze się skurczy, ale trzeba oprzeć się pokusie zrobienia z niego naleśnika. Znacznie lepszym wyborem jest kupienie mniejszych bułek i pogodzenie się z tym, że kotlet będzie miał mniejszy obwód, ale za to będzie mięciutki. Druga sprawa to przyciskanie kotleta szpatułką. O ile może sprawiać przyjemność patrzenie, jak z mięsa wycieka sok, trzeba pamiętać, że im więcej soku wyciśniemy, tym kotlet stanie się bardziej suchy. Lepiej zostawić go w spokoju i pozwolić, by zewnętrzna warstwa w miarę szybko się podsmażyła, tworząc nieprzemakalną warstwę, która całą wilgoć zatrzyma w środku. Gwarantuję, że mięso będzie wtedy miękkie, soczyste i po prostu doskonałe!
Składniki na cztery hamburgery:
- paczka czterech bułek do hamburgerów
- 500g mielonej wołowiny
- dwa jajka
- sałata
- ulubione warzywa i dodatki
Nasza wersja zawierała następujące składniki:
- cebula
- ogórek konserwowy
- zielone oliwki
- czerwona papryka
- pomidor
- ser
- keczup, musztarda, majonez, sos barbecue
Zacznijmy od mięsa. Dodajemy do niego dwa żółtka jajek, solimy i obficie przyprószamy świeżo zmielonym pieprzem. Następnie dokładnie mieszamy i formujemy cztery kulki – każda stanie się kotletem zawierającym 125g mięsa.
Liście sałaty myjemy, a pozostałe składniki, jeśli to wymagane, kroimy tak, jak lubimy. Podpowiem, że krążki cebulki można stosować na surowo, albo podsmażyć razem z kotletami. Obie wersje bardzo dobrze pasują, spróbujcie obu!
Przekrojone bułki smarujemy ulubionymi sosami – w moim przypadku jest to bardzo ostry keczup i musztarda rosyjska, także pikantna. Marta preferuje połączenia delikatniejsze: łagodny keczup lub sos barbecue, majonez i musztarda delikatesowa. Jeśli ktoś woli np. sos czosnkowy, to oczywiście też nic nie stoi na przeszkodzie, by go użyć – zwłaszcza, jeśli jest własnej roboty.
Na patelni rozgrzewamy smalec (dajmy mu się porządnie nagrzać). Z kulek mięsa formujemy kotlety, uważając, by nie były zbyt cienkie. Rozpłaszczanie ich poniżej 1cm grubości jest ryzykowne – i tak się skurczą, a będą bardziej suche. Smażymy z obu stron tak, by się przyrumieniły. W razie wątpliwości, czy oby na pewno już są gotowe, można rozciąć je pośrodku nożem i sprawdzić, czy już się usmażyły w środku, ale jeśli nie ma takiej potrzeby, to lepiej sobie odpuścić, żeby nie tracić za dużo soku.
Gdy już kotlety są gotowe, układamy na bułkach to, co przygotowaliśmy – liść sałaty kładziemy na sam spód (zapobiegnie to zbyt szybkiemu nasiąknięciu spodu bułki), na nim mięso, a na mięsie plasterek sera, jeśli takowy przygotowaliśmy. Dalej idą pozostałe składniki. I to tyle – smacznego!
Na koniec podam jeszcze mały trik. Ponieważ z hamburgerów na ogół wycieka sporo mieszanki mięsnego soku i użytych sosów, a składniki mają tendencję do wypadania tyłem, hamburgera należy zawsze trzymać w poziomie, oburącz, podkładając pod dolną połowę bułki oba małe palce tak, by zapobiec odginaniu się jej w dół. W ten sposób hamburger nam się nie rozpadnie, a wypadanie z niego składników ograniczymy do minimum. To oczywiście oznacza, że nad talerzem trzeba się pochylić (zawsze jednak coś nakapie, a podnoszenie bułki na dużą wysokość grozi ochlapaniem wszystkiego wokół), ale nie ma co się krępować, przecież nikt nie patrzy!