Jako pierwszą recenzję postanowiliśmy zamieścić opis jednej z restauracji mieszczącej się na gdańskiej starówce. Nazywa się Bar Pod Rybą, a znajdziemy ją na ulicy Piwnej 61/63, w pobliżu Bazyliki Mariackiej. Na samym wstępie należy zaznaczyć, że nazwa jest dość myląca, gdyż menu tego przybytku składa się głównie z… ziemniaków. Wynika to najprawdopodobniej z tego, że lokal miał wcześniej nieco inne menu i mieścił się bliżej Motławy.
Wystrój lokalu jest bardzo ciekawy, uwagę przykuwa ściana ze starymi tabliczkami z numerkami i nazwami ulic, kolekcja szklanych kolorowych butelek w stylu vintage, a także „żyrandole”, wykonane po prostu z sieci oplecionej wokół żarówki.
Minusem w letnie dni jest ogromny tłok w restauracji, do której lgnie mnóstwo turystów – wówczas, o ile w ogóle uda nam się znaleźć wolny stolik, przy zorganizowaniu karty dań i zamawianiu jesteśmy zdani sami na siebie; kelnerki dopiero przyniosą nam gotowy posiłek.
Na danie trzeba trochę poczekać, co jest zarówno minusem, jak i plusem, bo przynajmniej wiemy, że nasze jedzenie jest naprawdę przygotowywane na świeżo, a nie odgrzewane w mikrofali.
A teraz przejdźmy do samych dań. Główną atrakcją są tu wielkie ziemniaki (lub czasem trafiają się dwa troche mniejsze) o wadze co najmniej 350 g. Na poniższych fotografiach możecie zobaczyć menu; są to głównie zapiekane w skórkach ziemniaki z masłem, solą. pieprzem, wypełnieniem jakie tylko sobie wymarzycie oraz sosem. Wybór jest olbrzymi, więc niezdecydowanych zapewne ucieszy wiadomość, że do jednego ziemniaka możemy wybrać dwa rodzaje sałatki, pół na pół. Ponadto w ofercie znajdziemy babkę ziemniaczaną, placki (trzy małe lub jeden duży), ryby lub zupy. Do tego nienajgorszy wybór surówek – zdecydować się możecie na surówkę mono lub za niewielką dopłatą wybrać trzy różne. Ponadto standardowy wybór napojów, sezonowo można się załapać także na kompot.
My zdecydowaliśmy się wziąć po ziemniaku. Dominik wybrał wersję z krewetkami i warzywami (kapusta, marchew, kukurydza) oraz sosem koperkowym, do tego mizeria, a do popicia cola.
Ja zaś, jak przystało na osóbkę z „kobiecą decyzją”, wzięłam wypełnienie fifty-fifty: kurki po białowiesku z gorgonzolą oraz kurczak Oli (czyli kawałki kurczaka z papryką, marchewką i groszkiem), sos również koperkowy, a jako surówkę buraczki, do picia kompot.
Jedzonko było przepyszne. Mnie osobiście trochę przeszkadza skórka ziemniaka, bo dla mnie jest ona zdecydowanie niejadalna, więc było trochę dłubaniny, ale nie szkodzi; ziemniaki po prostu uwielbiam, a dla tych konkretnych tym bardziej jestem w stanie się przemęczyć. Część z kurczakiem była, rzekłabym, klasyczna, zaś część z kurkami to dobra, łagodna propozycja dla osób niejedzących mięsa. Buraczki były przyrządzone na słodko, choć z cebulką – były pyszne, mimo to przyznaję, że w tej restauracji nie zawsze tak jest; jesteśmy wielkimi fanami surówek, a bywało, że zdarzały się kiepsko doprawione, jakby zrobione „na odwal”. Kompot był akurat jabłkowy, z dużą ilością kawałków jabłka i wyczuwalną nutą cynamonu.
Dominik: A ja wtrącę swoje trzy grosze na temat mojego dania. Na samym dnie ziemniaka znalazła się surówka z białej kapusty, marchwi i kukurydzy. Polana zostałą sosem – wybrałem, jak już wspomniała Marta, sos jogurtowy z koperkiem – i dobrze, że się wyłamałem ze swoich standardowych zapatrywań na sosy, bo świetnie się to skomponowało z warzywkami. Na wszystkim znalazły się krewetki w sosie, którego składu nie jestem w stanie określić, ale którego lekko kwaskowaty smak idealnie komponował się z krewetkami. Jadłem już kiedyś coś podobnego podczas pobytu w Hiszpanii – o ile dobrze pamiętam, podobnym sosem okraszone były atlantyckie małże, ale nie jestem pewien, czy dobrze zapamiętałem. W każdym razie ziemniak był wyborny i talerz wyczyściłem całkowicie (w przeciwieństwie do Marty, zjadam ziemniaki razem ze skórką).
Surówka mnie za to rozczarowała, jak zwykle zresztą. Nie spodziewałem się, że mizerię można przygotować tak, żeby mi nie smakowała, ale jednak da się. Wyczułem w niej wyraźnie cukier i ocet, co w moich oczach surówkę dyskwalifikuje. Następnym razem wrócę do mojego tradycyjnego wyboru, czyli do selera ze śmietaną.
Restaurację polecamy przede wszystkim osobom, które, tak po polsku, uwielbiają kartofle oraz chcącym spróbować czegoś trochę innego, niż to, co przeważnie jada się na obiad na co dzień. Szeroki wybór sałatek sprawi, że każdy znajdzie tam coś odpowiedniego dla siebie, także wegetarianie.